środa, 12 grudnia 2012

Rysiek z Klanu powraca

czyli jak powinny wyglądać kampanie społeczne - jak sam Rysiek zauważył przekaz powinien być prosty


dawno nie widziałam tak dobrej reklamy z genialną grą aktorską. Żal pomyśleć, że Rysiek przez tyle lat marnował się jako taxi driver i pytał się dzieci czy umyły rączki. oczywiście miał na swoim koncie inne szlachetne czyny, jak chociażby ten z użyciem śrubokręta. niemniej jednak uważam, że spot jest fenomenalny! na pewno mówi więcej niż "i ty możesz pomóc".

czwartek, 29 listopada 2012

strach w oczach :o czym się bawią dzieci?

no właśnie czym? będąc konsekwentną, postanowiłam nabyć niezwykle skomplikowaną zabawkę - hula hop. mój dziecięcy niezbędnik, tak samo jak guma czy skakanka. w tym celu udałam się do sklepu specjalizującego się w artykułach dla dzieci. tu zaczęły się schody - nie ma! myślę sobie na pewno będzie w kolejnym sklepie z zabawkami. tam również zostałam poinformowana o braku obręczy do kręcenia biodrami. nie chciało mi się wierzyć, że w nadchodzącym, gorącym okresie prezentowym nie ma takiej zabawki! nie było ich również w dwóch hipermarketach. w końcu zdobyłam koło w sklepie sportowym. co prawda nie takie jak chciałam, zwykłe, lecz z wypustkami (od których mam siniaki, ale o ty gdzie indziej). wtedy naszła mnie myśl, czy w dzisiejszy świecie, zabawka aby była doceniona musi śpiewać, tańczyć, stać na głowie? z czystej ciekawości, widząc że nie ma podstawowych niegdyś zabawek, przeszłam się między regałami z zabawkami. oczy zrobiłam niczym wilk w czerwonym kapturku. próżno na półkach szukać było klasyków takich jak grzybobranie czy chińczyk. eurobiznes przy który z bratem spędzałam całe dnie kosztuje krocie (130 złotych za grę planszową ?! :o) ja sama jestem przerażona, mając niemowlę w domu, zastanawiam się jak je uchronić przed tym wszystkim w przyszłości. nie mówię, że sama w dzieciństwie bawiłam się tylko drewnianymi klockami, bo lalki barbie również były w mojej kolekcji. ale ile radości dawała kartka papieru i nożyczki? klasy rysowane na podwórku, czy przeskakiwanie gumy "od majtek"? chciałoby się zacytować klasyk z dziedziny polityki "jak żyć?" a raczej jak wychować i się bawić?

wtorek, 27 listopada 2012

miesięczna setka

ostatnio temat fizycznej aktywności przycichł w blogosferze. pamiętam że dwa miesiące temu nie było dnia bez notki na ten temat, a ja siedziałam tylko przed komputerem i sama się zastanawiałam kiedy będę mogła wrócić do ćwiczeń. dziś cisza jak makiem zasiał, nikt nic nie wspomina. czyżby to efekt jesiennej chandry? 
właśnie minęły dwa miesiące (kiedy?!) odkąd powiłam na ten świat dziecko. niestety ze względu na cesarskie cięcie, musiałam tak długo czekać z powrotem do ćwiczeń. jednak wczoraj powiedziałam basta! umyłam zosię, nakarmiłam, położyłam spać i sama założyłam buty do biegania. już sama rozgrzewka mnie zmęczyła :P koniec końców wytruchtałam wczoraj ok 5 km. ciężko było! poziom kondycji oceniam na tragiczny! dlatego założyłam sobie, że postaram się w nadchodzącym miesiącu pokonać 100 km. fakt że od 1 grudnia ma spaść śnieg może skutecznie mi pokrzyżować plany, jednak nie mam zamiaru martwić się na wyrost! dziś też zakładam buty i biegam. dodatkowo wczoraj uskutczeniłam 5 serii po 10 brzuszków. niby nic, ale dla mojego brzucha jest to niemały wysiłek, nie chcę się forsować:/ za to wpadła na genialny pomysł i  zamierzam zacząć ćwiczyć z hula - hop. oczywiście jak je najpierw nabędę :P ktoś ma jaieś doświadczenia z tym przyrządem? słyszałam że potrafi dużo zdziałać;)

rossmannowe szaleństwo

temat promocji cenowej w sieci rossmann obiegł całą blogosferę. nie będę ukrywać, że i ja nie dałam się niej ponieść. konkretniej mówiąc dałam się ponieść nogo do drogerii... a tam stwierdziłam, że tak naprawdę, pomimo koszącym cenom, niczego nie potrzebuję :o stałam dobre 15 minut przed szafami, oglądałam wszystko dokładnie i na nic się nie zdecydowałam :o fakt, że w moim pobliskim sklepie nie ma szaf essence i  bourjois miał napewno na to olbrzymi wpływ, ale mimo wszystko jestem z siebie dumna! trwam przy postanowieniu nie kupowania nowych kosmetyków, dopóki nie zużyję starych. tym sposobem skutecznie udaje mi się omijać szafy z kosmetykami kolorowymi ;)
żeby jednak nie było za pięknie, do mojego koszyka trafiło kilka rzeczy ;)


dwa malutkie zestawy upominkowe - w sam raz na mikołajkowe drobiazgi ;) oraz kokosowy żel pod prysznic, który zniewolił mnie zapachem. skład w żaden sposób nie powala, ale żel spełnia swoje zadanie - pięknie się pieni, myje i pozostawia przyjemny zapach na skórze. czy nawilża/ przesusza? nie wiem, zaraz po prysznicu nawilżam ciało ;)

na koniec zostawiłam najlepsze;)


umieszczanie słodyczy przy sklepowych kasach powinno być zabronione! oczywiście czekolady już nie ma, zostałą pochłonięta w trybie natychmiastowym! biała czekolada + chrupki <3 mmmm niebo w gębie!

z tego ostatniego zakupu chyba cieszę się najbardziej ;)

sobota, 24 listopada 2012

niebiańskie czy niebieskie podniebienie... w każdym razie smacznie było :D

po raz kolejny zaczerpnęłam inspiracji z kruszynowego bloga ( klik ) 
czego się nie robi z miłości? ja odkrywam swoje nowe oblicza w kuchni. przyznam szczerze, że nigdy w życiu nie robiłam tak skomplikowanego ciasta :o ale co tu dużo mówić warto było! co do przepisu rozpisywać się nie będę, znaleźć go można w linku zamieszczonym powyżej. przepisu nie zmieniałam, od siebie tylko dodałam niebieski barwnik spożywczy, żeby było również coś dla oka ;) 

a to efekt:


życzę smacznego wszystkim tym, którzy podejmą się zrobienia ciasta ;)

poniedziałek, 12 listopada 2012

Liebster Award




  wyróżniła mnie w Leibster Award. Przyznam szczerze, że wcześniej nie słyszałam o tej inicjatywie. Zrobiło mi się naprawdę bardzo miło. celem zabawy jest    nadanie wyróżnienia innej blogerce/ blogerowi, za "dobrze wykonaną robotę". Ważnym podkreślenia jest fakt, aby wyróżniać blogi o mniejszej ilości czytelników, celem ich propagowania;) po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań zadanych przez osobę nominującą. Następnie, my wyróżniamy kolejnych 11 blogów (w moim przypadku nie idę na ilość ale na jakość, więc będzie ich mniej;)), zadając im 11 pytań. 
całkiem przyjemna zabawa ;)




pytania które mnie przypadły w udziale to:
1. Czerwona szminka czy pomadka ochronna?
zdecydowanie pomadka ochronna! czerwonej szminki używać nie potrafię:/ nie wiem jak to jest że większość ląduje na moich zębach zamiast na ustach :(
2. Włosy długie czy zadziorny paź?
zadziorny paź mi się marzy, jednak w moim wypadku tylko długie włosy
3. Monica Belluci czy Jennifer Aniston?
monica belluci jako kanon piękna!
4. Makijaż francuski czy smokey eye?
make up no make up, czyli wersja francuska
5. Film czy książka?
o tym było już nie raz - książka ponad wszystko!
6. Twarz matowa czy rozświetlona?
rozświetlona
7. Cera jasna i porcelanowa czy śniada?
piękna gładka porcelanka
8. Usta pastelowe czy w kolorze wina?
pastelowe, czerwień mnie nie przekonuje
9. Twój smak i zapach dzieciństwa to... 
guma kaczor donald!
10.Szklanka do połowy pełna czy do połowy pusta?
niestety pusta:(
11.Twój jeden jedyny Kosmetyk Wszech Czasów to...   
oliwka hipp

do zabawy zapraszam:
http://minka-stories.blogspot.com/
http://mansini-obsession.blogspot.com/
http://kruszynowe-kucharzenie.blogspot.com/
http://magdaikosmetyki.blogspot.com/
http://fashionpart.blogspot.com/

a oto moje pytania:
1. kawa czy herbata?
2. komedia czy dramat?
3. pomidorowa z ryżem czy z kluskami?
4. biżuteria złota czy srebrna?
5. bond -sean connery czy daniel craig?
6. masło - do ciała czy do smarowania?
7. wanna czy prysznic?
8. blondyn czy brunet?
9. ulubiona postać z bajki?
10. góry czy morze?
11. w dzieciństwie marzyłam żeby zostać...?

miłej zabawy ;)

piątek, 19 października 2012

coś dla ducha i dla nosa - o ujędrnianiu w wydaniu kakaowym

po miesiącach intensywnego nawilżania skóry, niestety nadszedł czas na zadbanie o jej jędrność. niestety, bo jak by nie patrzeć, ciąża odcisnęła piętno na moim ciele w dość znaczący sposób. 
napisać chcę o balsamie do ciała firmy Palmers.  od kilku dni stosuję ich ujędrniające mazidło z koenzymem Q10. 

balsam ten wpadł mi w oko przy okazji zakupu paracetamolu w pobliskiej aptece ;)
wiele dobrego można przeczytać w sieci na temat produktów tej firmy. dodatkowo obietnice producenta sprawiły, że zdecydowałam się na wypróbowanie tego specyfiku.
producent poza oczywistymi komunałami opisującymi tego typu produkty, wspomina o "wyjątkowy działaniu nawilżającym i natłuszczającym, dzięki czemu skóra staje się miękka i gładka w szczególności po okresie ciąży i laktacji" - tym nie kupił, a ściślej mówiąc dzięki temu to ja go kupiłam ;)

pierwsze wrażenie - mocne uderzenie w nos! nigdy wcześniej nie spotkałam się z produktem do pielęgnacji ciała o tak intensywnym zapachu! zdarzało się, że balsam lub masło pachniały dość intensywnie - cóż, balsam ten wyprowadził mnie z błędu. w porównaniu z nim, można powiedzieć, że inne nie pachną w ogóle. co do samego zapachu. muszę przyznać, że chyba nie jestem jego wielką fanką... niby kakao gdzieś się przebija, ale dla mnie ma typowo anyżkowy zapach. dodatkowo jego intensywność i trwałość (o mamo! nigdy nie sądziłam, że będę na to narzekać!) powodują czasem u mnie uczucie nudności - zapach przesłania totalnie wszystko!
konsystencja balsamu - choć wydaje się być dość gęsty, jest jednak niezwykle wydajny a przy tym ładnie się wchłania. kilka minut wystarcza na całkowite wchłonięcie się produktu. ponadto, co ostatnio przytrafiało mi się nagminnie, balsam na skórze nie pozostawia tłustego filmu! duży +
co do efektu ujędrnienia, nie mogę się wypowiedzieć z oczywistych względów - czas użytkowania jest nazbyt krótki. jednakże na pewno zauważalne jest ładne nawilżenie skóry, myślę że pod tym względem jest to naprawdę całkiem niezły produkt.
cenowo jestem na prawdę mile zaskoczona - jak na apteczny produkt i 315 ml, 23 złote to nienajgorszy wynik.
podsumowując jednym zdaniem - wszystko super ekstra, ale do nadmiaru tego zapachu głowa jednak boli.

niedziela, 14 października 2012

kilka dni po

uffff... już po
dzięki za wsparcie, wiele dla nie znaczy kilka słów wsparcia, niezależnie od tego kto je kieruje - doceniam z całego serca.
dziecko - cóż wielkiego odkrycia nie będzie - stanowi miłość mojego życia, ważniejszej osoby na tym świecie nie ma i nie będzie, pewnie do momentu pojawienia się rodzeństwa (mam nadzieję że ten moment w trochę dalszej przyszłości nastąpi. zdjęć dziecka publikować nie będę, byłoby to wbrew moim przekonaniom na temat wykorzystywania wizerunku dzieci, ale o tym może kiedy indziej napiszę.
szczegółów porodu opisywać nie będę, myślę że każda kobieta ma mniejsze lub większe pojęcie na ten temat. powiem tylko, że w moim przypadku 6h regularnego zmagania się ze skurczami zostało zwieńczone cesarskim cięciem. sama już nie wiem, czy to gorzej, czy to lepiej, najważniejsze że dziecko przyszło na świat bez zagrożenia życia, całe i zdrowe otrzymując dychę w skali apgar. co do pobytu w szpitalu, cóż... nie znam osoby która lubiłaby przebywać w tego typu placówkach. co do kompetencji personelu, nie mogę powiedzieć złego słowa, jednak minimum empatii niektórym by się przydało. oczywiście pominę warunki polskich placówek. konkluzja z 4 dniowego pobytu na oddziale położniczym jest taka, że kobieta w tym miejscu pozbawiona jest nie tylko intymności ale i momentami godności. niczym niezwykłym było to, że cztery kobiety na sali siedziały z odsłoniętym biustem, który sobie masowały, jednocześnie rozmawiając ze szczegółami o tym jak wyglądały ich porody. parodia, śmiech przez łzy, ciężko stwierdzić. 
obecnie minęły dwa tygodnie odkąd mogę w pełni i dumnie nazywać się mamą. dziecko rośnie w oczach, wiadomo kilka nocy było nieprzespanych, ale takie są uroki macierzyństwa. dumny tata również spisuje się na medal. miewa krytyczne momenty argumentując, że "nie wie o co jej chodzi". przecież to takie dziwne że dwutygodniowe dziecko nie artykułuje swoich potrzeb ;) 
podsumowując, chyba nie napiszę nic odkrywczego, że dziecko i tak jest warte tego wszystkiego, tych 9 miesięcy, bóli kręgosłupa, opuchniętych nóg i huśtawek nastrojów. warte jest porodu, jaki on by nie był. warte jest nieprzespanych nocy, chwil okropnego hałasu i frustracji związanej z niemocą. dlaczego jest warte? ciężko jest ująć w słowa uczucie, które powoduje dziecko trzymane w rekach, jego zapach, ciepło i uśmiech. wydaje mi się że jest to uczucie miłości i szczęścia czystego w 100%

czwartek, 20 września 2012

już tylko kilka dni

czas nieubłaganie leci... w moim przypadku ostatnich 9 miesięcy minęło bardzo szybko, tak naprawdę sama nie wiem kiedy - jedyną oznaką upływającego czasu był rosnący brzuch (teraz już wiem co mieli na myśli rodzice mówiąc że po dzieciach widać jak się starzejemy). Wszyscy mówią, że jest to czas wystarczający na przygotowanie się do nowej roli. w moim odczuciu nie ma nic bardziej mylnego. Każdy dzień zbliżający mnie do spotkania się z Robaczkiem sprawia, że pojawia się coraz więcej wątpliwości, jeszcze więcej strachu czy podołam. Mam nadzieję że strach ma wielkie oczy i że nie będę musiała "jakoś" sobie radzić, tylko że największy egzamin życia z przedmiotu jakim jest macierzyństwo zdam chociaż przyzwoicie. Jest tyle rzeczy przed którymi maleństwo chciałaby ochronić, tyle rzeczy dziecku chciałabym zapewnić, czy to wszystko bezie możliwe? znając brutalność życia nie, ale tylko starając się, podejmując trud dowiem się. Niestety miłość matki i ojca nie wystarcza - za coś dziecko trzeba ubrać, nakarmić, zapewnić byt nieodbiegający od rówieśników no i start w przyszłość najlepszy z możliwych. Plany już są, być może postawione na wyrost, być może nie do końca osiągalne. Choć moim rodzicom nie mam nic do zarzucenia, w dzieciństwie jak i na dzień dzisiejszy wiem że pomagali mi na tyle na ile mogli, zapewnili wszystko czego potrzebowałam (lub po prostu chciałam). To ja podejmowałam błędne decyzje. Dlatego też uważam że dzieckiem trzeba pokierować, nie zostawiać mu zbyt wiele wolnego czasu na głupoty. Uważam że błędem jest pozostawianie całkowicie wolnej woli dziecku - w moim przekonaniu dziecko to skarbonka bez dna w którą trzeba inwestować ile tylko można. Dzieckiem trzeba pokierować, pokazać możliwości, może nawet czasem do czegoś zmusić. Mnie rodzice do niczego nie zmuszali. I chyba o to mam do nich największe pretensje. Nastolatek nie jest w stanie pojąć jak bardzo w życiu przyda mu się pewna wiedza czy umiejętności. Ja dziś żałuję, że nie przymuszono nie do nauki dodatkowych języków obcych pomimo że miałam ku temu predyspozycje i możliwości. Żałuję że przestałam uprawiać sport. Wielu rzeczy żałuję, dlatego tez postanowiłam sobie dać dziecku takie wykształcenie i możliwości, żeby w życiu mogło robić to co lubi jednocześnie nie musiało się martwić o przyszłość tak jak ja w ty momencie.

poniedziałek, 3 września 2012

TAG: reading is cool



Nie wyobrażam sobie życia bez czytania. W moim przekonaniu czytanie nie tylko jest świetną formą spędzania czasu, ale również niezwykle seksowne. Co może być bardziej pociągającego od inteligentnego i oczytanego rozmówcy? Wzbogacony zasób słów, szersze horyzonty sprawiają, że druga strona staje się automatycznie bardziej interesująca.
Biorę udział w zabawie dzięki MizzVintage
Przechodzę do TAGu:

1. O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?
Czytam dniem, nocą, o poranku i o północy. Czytam zawsze kiedy mam wolnych 5 minut i książkę w zasięgu ręki, a tę staram się mieć zawsze przy sobie ;) każda pora jest odpowiednia na zanurzenie się  w lekturze!


2. Gdzie czytasz?
 najbardziej lubię czytać w łóżku z kubkiem herbaty. Nie zmienia to jednak faktu, że jakąś książkę staram się mieć zawsze przy sobie. Dlatego też czytam w komunikacji miejskiej, w kolejce do lekarza, w trakcie studiów na wykładach (zawsze lektura ciekawsza była od tego co mówił wykładowca :P) 
 

3. W jakiej pozycji najchętniej czytasz?
Najbardziej odpowiada mi pozycja półleżąca. Niby siedzę niby leżę takie nie wiadomo co, nogi podkurczone stanowią idealną podporę dla książki;) Dla mnie mistrzem jest moja mama - ona potrafi czytać leżąc w wannie :O tej techniki jeszcze nie opanowałam


4. Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
Najczęściej sięgam po fantastykę. Posiadam całą kolekcję książek sir Terrego Pratchetta z serii świata dysku (tu o tym pisałam). Niewątpliwie jest on moim ulubionym autorem. Obecnie zanurzam się w kolejnej trylogii, której autorką jest Trudi Canavan - Trylogii Zdrajcy.
Ponad to czytam wszystko co mi wpadnie w ręce - od dziecięcych opowiadań typu Mikołajek po neurotyczne powieści pióra Haruki Murakami.


5. Jaką książkę ostatnio kupiłaś / dostałaś?
Dzisiejsza świeżynka - tom drugi trylogii zdrajcy - Łotr autorstwa T. Canavan


6. Co czytałaś ostatnio?
Notorycznie Czytam kilka pozycji na raz. W minionym tygodniu skończyłam Misję Ambasadora z wspomnianej już trylogii zdrajcy oraz trzecią część 19Q8 Murakamiego.


7. Co czytasz obecnie?
 Łotr - tom drugi trylogii zdrajcy oraz Nostalgia Anioła autorstwa Sebold




8. Używasz zakładek, czy zaginasz ośle rogi?
Niestety przyznaję się bez bicia - w większości przypadków zaginam rogi :(
staram się używać zakładek ale coś mi nie wychodzi :(


9. Audiobook czy książka?
Audiobooki były w dzieciństwie - choć wtedy nazywałam je po prostu bajkami na kasetach :P. W chwili obecnej nawet nie zwracam na nie uwagi - nie wyobrażam sobie nie czytać książki :O




10. Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
Czy dzieciństwo to również okres lat 11-12? jeżeli tak to do dziś dzień mój ulubiony, niezastąpiony Harry Potter do którego wracam do dziś!


11. Którą z postaci literackich cenisz najbardziej?
Myślę że będzie to niania Ogg z powieści T. Pratchetta - jej znajomość powiedzonek oraz piosenka o "lasce maga" odmieniły moje życie na zawsze :D


12. Ulubione książki.
Nie napiszę nic nowego - książki z serii świata dysku Pratchetta, oraz Harry Potter zdecydowanie odmieniły moje życie!



ot, tyle ode mnie, zachęcam do zabawy, jeżeli w ogóle ktoś przeczyta moje wypociny :P 
 
 
 
 
 
 

wtorek, 28 sierpnia 2012

OM NOM NOM

Przełykając ślinkę czytając Kruszynowy przepis na rogaliki z jabłkami, postanowiłam następnego dnia stanąc przy piekarniku. 
Najpierw udałam się do sąsiada po świeżo zerwane papierówki <3, dodatkowo postanowiłam wykończyć koszyk malin, które w świeżej formie już mi się przejadły.
Następnie sięgnęłam źródła w celu pozyskania receptury na ciasto. oczywiście ściśle podany przepis został zamieniony na miarę w kuchni najlepiej sprawdzoną NA OKO :D
toteż na oko:
trochę ponad pół kilograma mąki
3/4 szklanki cukru
półtorej torebki proszku do pieczenia
paczka margaryny 
pól szklanki jogurtu naturalnego  (powinna być śmietana - tłuszcz został zastąpiony odrobiną masła)
cynamon
cukier waniliowy
jabłka
maliny
cukier puder

ciasto, cóż nic łatwiejszego - wymieszanie wszystkich składników na gładkie ciasto
ciasto pocięte na trójkąty
trójkąty wypełnione poszatkowanymi owocami - jabłka + cynamon oraz maliny + cukier waniliowy
ciasto zawinięte na kształt rogalików francuskich wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 st.


nie umiem piec ciast na czas - ciasto jest wtedy dobre kiedy jest upieczone na słocisto a dodatkowo zawsze sprawdzam za pomocą wykałaczki - jeżeli ciasto nie zostaje na wykałaczce, oznacza że ciacho jest upieczone
ciepłe ciasto posypane cukrem pudrem wymieszanym z cukrem waniliowym i o... koniec!
nic dodać nic ująć - niebo w gębie!







rogaliki dzięki temu że są zawinięte w dość grube ciasto, pozwalają owocom puścić soki, jednocześnie ich nie przepuszczając. dzięki temu uzyskujemy kruche ciasto w połączeniu z soczystymi owocami... na samą myśl znowu leci mi ślinka! przepis gorąco polecam, prosty łatwy i przyjemny, dający satysfakcję zwłaszcza jeśli ciastkami zajadają się też inni ;)

niedziela, 12 sierpnia 2012

Nosem pisane - słów kilka o ulubionych zapachach

Lato to czas kiedy make up schodzi na dalszy plan (przynajmniej dla mnie). Nie mam ochoty na spływający makijaż. Zamiast "ubierać" się w kolory na buzi, ograniczam się do minimum - szybkie ruchy tuszem, krem tonujący, balsam do ust i gotowe. Zamiast tego uwielbiam otulać się zapachami, baaardzo różnymi. Stąd też na mojej pseudotoaletce (prawdziwej jeszcze się nie dorobiłam ;( )można obecnie znaleźć chyba wszystkie nuty zapachowe :D


Na pierwszy rzut idą zapachy używane na co dzień. Natura skąpca daje znać o sobie, dlatego też najczęściej sięgam, a co za tym idzie zmienia, zapachy w formie dezodorantów. Obecnie używam na zmianę trzech - są to:



puma flowing, puma animagical oraz halle by halle berry. Zapachy sygnowane przez firmę puma z natury są bardzo lekkie i owocowe. zapach flowing przesycony jest nutą kwiatową, dodatkowo moja wersja uwiodła mnie malutkim flakonikiem, który mieści się do każdej, najmniejszej torebki :D
zapach halle, pomimo tego że ma w sobie wyczuwalną nutę piżma, pozostaje nadal świeży i delikatny, uwielbiam ten zapach, sama już nie wiem ile takich flakonów opróżniłam :P






zapach stworzony przez byłą spicetkę - Beckham Signature trafił w moje ręce wiosną tego roku. Jak na moje nozdrza zapach dość słodki i ciężki. Dlatego też nie zapałałam do niego miłością od razu. Z czasem jednak stał się moim ulubieńcem wieczornych wyjść. Ładnie utlenia się, pozostając na skórze przez wiele godzin. W chłodniejsze letnie wieczory idealny dodatek, lepszy od niejednej biżuterii.




Burberry Britt jest ze mną od roku a pojemność jego zmniejsza się z dnia na dzień. Zapach fajny, ciężki do zdefiniowania, powiedziałabym że charakter ma typowo brytyjski :D





na koniec ulubieniec nad ulubieńcami! najcudowniejszy zapach na świecie! taki mój polepszacz humoru - przedstawiam Boss orange. ma w sobie wszystko to czego potrzebuje - wanilia i kwiat pomarańczy - czego chcieć więcej od życia?



to tyle jeżeli chodzi o moje czaso - umilacze, niewalające nie tylko nos ale coś mi się wydaję że przede wszystkim umysł :P



środa, 1 sierpnia 2012

jó reggelt! czyli trochę węgierskiego zwiedzania

lipcowa aura w kraju nie sprzyjała. Toteż postanowiliśmy wybrać się na parę dni na Węgry. Podróż samochodem niech żmudna, ale pobyt na miejscu niezwykle udany. Mała fotorelacja ;)

Budapeszt to magiczne miasto z przepiękną architekturą! miasto podzielone Dunajem, z licznymi zabytkami wartymi zwiedzenia a po zmierzchu zamienia się w magiczne miasto składające się z małych uliczek wypełnionych przyjemnymi pubami,. kawiarniami i restauracyjkami serwującymi cudowną kuchnię regionalną oraz przepyszne koktajle owocowe <3 puby z niesamowitym klimatem! polecam, zwłaszcza z lokalnymi przewodnikami 

po ciężkim dniu zwiedzania nagroda być musiała! lawenda i arbuz! muszę przyznać że uczta nie tylko dla oczu ale i dla podniebienia!


eger, to kolejne z miast wartych zwiedzenia. po przedpołudniowym spacerze po centrum miasta, przyszedł czas na basenowy relaks. Północne węgry słyną z licznych źródeł termalnych.









miskolc, to drugie co do wielkości miasto w tym kraju. poza swoim historycznym znaczeniem, miskolc słynie z kompleksu basenów termalnych tapolca, znajdujących się w grotach wykutych u podnóża gór otaczających miasto.

 
będąc w północnej części węgier nie można nie odwiedzić tokaju, słynnego ze swych wyrobów...


na koniec błogie lenistwo w małej acz niezwykle malowniczej miejscowości tiszaujvaros. 

jak widać wypad miał charakter mocno basenowy:P ale tak to już jest z nami żabkami :D





czwartek, 21 czerwca 2012

Naiwna Matka Polka

od momentu kiedy dowiedziałam się, że rośnie we mnie mały robaczek, postanowiłam wyjątkowo zadbać o pielęgnację swojego ciała. chciałam przygotować skórę na dodatkowe centymetry w obwodzie, które miały się pojawić w bardzo krótkim czasie. początkowo używałam oliwki po kąpieli. skóra była przyjemnie nawilżona a i elastyczności nabrała. jednak odkąd mój brzuszek zaczął się wyraźnie zaokrąglać, postanowiłam zainwestować w preparat przeciw rozstępom specjalnie przeznaczony dla kobiet w ciąży. obecnie można zaobserwować dużą ilość tego typu produktów nawet na drogeryjnych półkach. 

ostatecznie na polu bitwy pozostało dwóch faworytów:
TOŁPA body pro anti-stretch mark vs. EFEKTIMA stretch - cure.
po dokładnym zapoznaniu się ze składem produktów, padło na produkt Efektimy.

jakże byłam naiwna ciesząc się tak cudownym i bogatym składem. balsam rzekomo zawiera w sobie takie dobra jak:
MOCZNIK-  Działa na skórę zmiękczająco, przeciwświądowo i nawilżająco. Powoduje, że skóra jest gładka i jędrna.
KWAS MLEKOWY- reguluje odnowę komórkową skóry, poprawiając jej strukturę i koloryt. Wpływa na produkcję kolagenu, powodując zwiększenie grubości i wzmocnienie skóry właściwej.
OLEJ ARGANOWY- bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe
( głównie kwasy omega-6 i omega-9), zawiera dużą dawkę witaminy E. Ma działanie przeciwzapalne i łagodzące.
D-PANTHENOL- łagodzi podrażnienia, nawilża i wygładza skórę, stymuluje wzrost i odnowę komórek.
SKONCENTROWANY WYCIĄG Z ALG MORSKICH- wyciąg z zielonych mikroalg, bogaty w składniki mineralne ( aminokwasy i oligopeptydy) zapewniające prawidłowe funkcjonowanie skóry, poprawiając jej elastyczność i gładkość. Pobudza produkcję kolagenu poprzez stymulację genów fibroblastów.
KOMPLEKS KOLAGEN- ELASTYNA- odpowiada za elastyczność, sprężystość i gładkość skóry. Zapewnia skórze odpowiednie nawilżenie.

zachęcona takim składem stwierdziłam, że to właśnie to czego szukałam... do pierwszego maźnięcia, później było tylko gorzej:/




opakowanie z pompką powinno być atutem, jednak nie w tym przypadku:/  balsam jest tak gęsty że potrzeba mocy herosa żeby go wypompować. zapach trzeba przyznać, dość przyjemny choć charakterystyczny dla kosmetyków z szafki mojej babci. na tym plusy się kończą. produkt naniesiony na skórę nie da się rozprowadzić. tempo rozsmarowuje się na skórze, pozostawiając lepką warstwę, do której przykleja się wszystko (bleeeeeeeeh) dodatkowo, balsam ten w ogóle nie wchłania się... rozprowadzony pozostaje w nienaruszonym stanie na skórze:/
nie wspomnę o już o cenie produktu:/ kosztował około 40 złotych za 200 ml w zamian nie dając nic poza frustracją osoby użytkującej.
po tygodniu stosowania poddałam się i wróciłam do oliwki hipp.
produkt zdecydowanie ponad moje siły, zdecydowanie NIE POLECAM


wtorek, 19 czerwca 2012

Blogowa zbiórka dla zwierzaków! Oddaj kosmetyk, uratuj życie

akcja zapoczątkowana przez siempre-la-belleza.
polega na wysłaniu na wyznaczony adres kosmetyków nowych lub mało używanych, dodatków i tym podobnych rzeczy, które następnie zostaną wystawione na aukcję internetową. wszystkie szczegóły znajdują się w powyższym linku. 

ja ze swojej strony wysyłam:



zachęcam do udziału w akcji

Świat dysku

odkąd przeczytałam pierwszą książkę z serii świata dysku, wiedziałam że będzie to miłość na całe życie. przygodę z powieściami sir (!) terrego pratechetta rozpoczęłam 10 lat temu. książki teoretycznie ze świata fantasy genialnie odwzorowują poczucie humoru losu i dnia codziennego. jego inspiracje można odnaleźć wszędzie - chociażby tytuł jednej z książek "trzy wiedźmy" wskazuje kierunek inspiracji, zagłębiając się w lekturę okazuje się żę jest to jeden wielki pastisz wszystkich dzieł szekspira, z nutką życia współczesnego.
wykreowani bohaterowie powieści z cyklu świata dysku łączą w sobie cechy zarówno magiczno mistyczne jak i bardzo ludzkie, niezależnie od reprezentowanego gatunku (od krasnoludów, po trolle skończywszy na wampirach). i tak poznajemy krasnoludy, znane z zamiłowania do żelaza, prowadzące zakład z najlepszej jakości kosmetykami do makijażu. jest gromadka czarownic, w niej niania ogg znana na całym dysku z gromadki swych dzieci, zamiłowania do shery, po której najczęściej śpiewa piosenkę "o lasce maga".
mamy straż miejską, wolną od uprzedzeń, w której każdy praworządny obywatel (np członek gildii złodziei odprowadzający co miesiąc podatki od zrabowanego dobra - oczywiście wystawia pokwitowanie) znajdzie miejsce dla siebie.
słowem życie!

w swojej kolekcji posiadam wszystkie dotychczas przetłumaczone na język polski, powieści ze świata dysku, kilka sztuk w języku angielskim, oraz kilka książek z innych serii.


z niecierpliwością czekan na kolejne odsłony, podążając ulicami ankh - morpok, lecąc na miotle czy zgłębiając tajemnice domu śmierci.

zainteresowanych tematyką zapraszam na stronę

http://www.pratchett.pl/

oraz forum

http://uam.er.pl/


poniedziałek, 18 czerwca 2012

opalenizna troche inaczej


w końcu, po miesiącu ulew, deszczy i zawieruchy przyszły piękne słoneczne dni! normalnie pierwsze co bym zrobiła, to wystawiła bym swoje ponętne (:D) kształty na słońce. ale że w moim brzuszku rośnie robaczek (25 cm, pół kilo wagi! gigant:P) słońca unikam jak tylko się da. Niestety przekłada się to na kolor mojej skóry, a raczej brak jej koloru, córka młynarza jak się patrzy. wstyd nogi pokazać w spódnicy czy szortach. dlatego zdecydowałam się na dodanie lekkiego kolorytu mojej skórze w inny sposób.


uwiódł mnie szaleńczo słodkim, niczym ambrozja, zapachem i naturalnym efektem. mowa o honey bronze z the body shop. jest to rozświetlająco - brązujący suchy olejek do ciała.
obawiałam się nieco formuły tego produktu. moja sucha skóra wymaga nawilżenia, nie byłam pewna jak zareaguje na tego typu olejek. nic bardziej mylnego. olejek świetnie nawilża skórę, nie pozostawiając tłustej powłoki.







nie jestem zwolenniczką rozświetlających produktów do ciała. jednak efekt uzyskiwany za pomocą tego olejku bardzo mi się podoba. jest naturalny a skóra wygląda zdrowo i świeżo. dodatkowym atutem jest ten zniewalający zapach! olejek rozprowadzam na nogi, ręce i dekolt - dzięki czemu niepotrzebne są żadne inne perfumy! mężczyźni (no przynajmniej mój:P) lgną jak misie do miodu:D

staram się używać produktu z umiarem, ale trzeba przyznać, że niewielka ilość wystarcza mi do uzyskania satysfakcjonującego mnie efektu, zdrowej lekko muśniętej słońcem skóry.

produkt ten dostałam w prezencie, bo mnie samej ręka zadrżała zobaczywszy cenę:/ pomimo to uważam jednak, że jest to produkt wart swojej ceny. wydaje mi się że 100ml produktu powinno spokojnie wystarczyć mi na nadchodzący sezon



piątek, 15 czerwca 2012

sroka

czyli o tym, co kobiety lubią najbardziej :D


w codziennych strojach stawiam na prostotę i klasykę, którą staram się urozmaicać dodatkami. zmiana korali czy broszki, powoduje ze ten sam czarny t-shirt nabiera nowego wyrazu.
zauważyłam powszechnie występującą tendencję noszenia biżuterii określanej mianem sztucznej. cóż, nic dziwnego, skoro za wyrób jubilerki mamy zapłacić 5 - 10 razy więcej. stawiamy na sezonowość niż jakość i materiał z jakiego wykonano nasze świecidełko. nie stanowię w tym przypadku odstępstwa od reguły;)


choć lato w pełni (taki mały żarcik pogodowy:P), ja nie potrafię rozstać się z filcowymi broszkami! uwielbiam je :D choć są trochę infantylne, całemu strojowi dodają uroku z przymróżeniem oka ;)




pierścionki - te są akurat ręcznym wyrobem. cenię sobie niepowtarzalność tego typu biżuterii. eleganckie ale niezobowiązujące, dopełniają strój w pełni. wystarczy założyć skromne kolczyki i można iść zarówno do teatru jak i do klubu


klasykiem i swego rodzaju must have są perły. uważam że każda kobieta powinna takowe posiadać. ja posiadam perły naturalne ale dzikie, nie są uformowane w idealne kulki, dzięki czemu nabierają trochę mniej formalnego looku


kolczyki... latem koniecznie długie;) pięknie podkreślają szyję przy dużych letnich dekoltach. ja stawiam na mocne kolory lub styl boho. hołduję zasadzie, że przy długich kolczykach szyja pozostaje pusta. nadmiar dodatków tylko szkodzi




na nadgarstku do niedawna królowały bransoletki z zawieszkami typu charms - po raz kolejny uważam, że to świetny sposób na zindywidualizowanie produktów masowych;)
jednak od przeszło miesiąca mojej ręki nie opuszcza jedwabny sznureczek z oznaczeniem mojej grupy krwi projektu Macieja Zienia! jestem oczarowana ideą projektu - prostota i elegancja łączą się ze współczesną formą czcionki. słowem KOCHAM <3




na koniec coś dla leniwych (czytaj dla mnie :P) sztyfty. nie wyobrażam sobie codziennie zmieniać kolczyków, przecież skończyło by się to tym, że wyszłabym z domu z dwoma innymi :P
idealny rodzaj biżuterii na codzień



to tyle od leniwca, czyli mnie;)