niedziela, 14 października 2012

kilka dni po

uffff... już po
dzięki za wsparcie, wiele dla nie znaczy kilka słów wsparcia, niezależnie od tego kto je kieruje - doceniam z całego serca.
dziecko - cóż wielkiego odkrycia nie będzie - stanowi miłość mojego życia, ważniejszej osoby na tym świecie nie ma i nie będzie, pewnie do momentu pojawienia się rodzeństwa (mam nadzieję że ten moment w trochę dalszej przyszłości nastąpi. zdjęć dziecka publikować nie będę, byłoby to wbrew moim przekonaniom na temat wykorzystywania wizerunku dzieci, ale o tym może kiedy indziej napiszę.
szczegółów porodu opisywać nie będę, myślę że każda kobieta ma mniejsze lub większe pojęcie na ten temat. powiem tylko, że w moim przypadku 6h regularnego zmagania się ze skurczami zostało zwieńczone cesarskim cięciem. sama już nie wiem, czy to gorzej, czy to lepiej, najważniejsze że dziecko przyszło na świat bez zagrożenia życia, całe i zdrowe otrzymując dychę w skali apgar. co do pobytu w szpitalu, cóż... nie znam osoby która lubiłaby przebywać w tego typu placówkach. co do kompetencji personelu, nie mogę powiedzieć złego słowa, jednak minimum empatii niektórym by się przydało. oczywiście pominę warunki polskich placówek. konkluzja z 4 dniowego pobytu na oddziale położniczym jest taka, że kobieta w tym miejscu pozbawiona jest nie tylko intymności ale i momentami godności. niczym niezwykłym było to, że cztery kobiety na sali siedziały z odsłoniętym biustem, który sobie masowały, jednocześnie rozmawiając ze szczegółami o tym jak wyglądały ich porody. parodia, śmiech przez łzy, ciężko stwierdzić. 
obecnie minęły dwa tygodnie odkąd mogę w pełni i dumnie nazywać się mamą. dziecko rośnie w oczach, wiadomo kilka nocy było nieprzespanych, ale takie są uroki macierzyństwa. dumny tata również spisuje się na medal. miewa krytyczne momenty argumentując, że "nie wie o co jej chodzi". przecież to takie dziwne że dwutygodniowe dziecko nie artykułuje swoich potrzeb ;) 
podsumowując, chyba nie napiszę nic odkrywczego, że dziecko i tak jest warte tego wszystkiego, tych 9 miesięcy, bóli kręgosłupa, opuchniętych nóg i huśtawek nastrojów. warte jest porodu, jaki on by nie był. warte jest nieprzespanych nocy, chwil okropnego hałasu i frustracji związanej z niemocą. dlaczego jest warte? ciężko jest ująć w słowa uczucie, które powoduje dziecko trzymane w rekach, jego zapach, ciepło i uśmiech. wydaje mi się że jest to uczucie miłości i szczęścia czystego w 100%